piątek, 9 stycznia 2015

Poród niekontrolowany...

Plan na poród? Oczywiście jakiś nam się w głowie ułożył... Przynajmniej w mojej głowie :)
Przede wszystkim, najważniejszym dla mnie było urodzić naturalnie i przez całą ciążę wszystko wskazywało na to, że tak właśnie będzie. Ale plany jak to plany... Potrafią się posypać.
Kłopoty zaczęłam węszyć w momencie, kiedy przekroczyłam termin. Kiedy minął tydzień i musiałam przymusowo zgłosić się do szpitala, wiedziałam, że już nic nie będzie tak jak chciałam. W szpitalu na dzień dobry test OCT. Skurczy brak, akcja porodowa też niestety się nie pojawiła. Przyjęcie do szpitala, patologia ciąży, niewygodne łóżko i trzy dni oczekiwania na decyzję co dalej... W końcu 4 stycznia o 6 rano podano mi pierwszą kroplówkę, mającą wywołać skurcze. Zadziałałam dość opornie niestety... Pierwsze kilka godzin przespałam czekając na jakiś ból. Kiedy w końcu zaczęły się skurcze i były dość regularne i bolesne, współpracować jakoś niespecjalnie chciała szyjka macicy. Rozwarcia jak na lekarstwa... Lekarze postanowili, że trzeba temu zaradzić, więc nastąpiło przebicie pęcherza płodowego. I tak akcja ruszyła, z godziny na godzinę jak wiadomo ból coraz większy, szyjka dalej opornie, ale jednak zaczęła się rozwierać. Mimo bólu, byłam zadowolona, bo zmierzaliśmy do naturalnego finału, który przez pewien czas był zagrożony. Po północy usłyszałam magiczne słowa "wkraczamy w drugą fazę porodu" i wtedy niestety zaczęły się schody... Główka ułożona nieprawidłowo, nie chciała się obrócić. Mimo moich usilnych starań, słuchania wskazań położnej, Róża postanowiła przyjść na świat inną drogą... Lekarze podjęli decyzję i po ponad 20 godzinach od podania kroplówki trafiłam na blok operacyjny, a moja córka przyszła na świat o 2:30 w nocy dzięki cesarskiemu cięciu.

Radość ogromna, że w końcu jest ze mną! Ale kiedy emocje opadły poczułam wielkie rozczarowanie, że się nie udało. Było tak blisko finału i nie wyszło. Byłam rozczarowana sobą, zła, na naturę, że pokrzyżowała mi plany. Do tego doszedł ból po cesarce i wyczerpanie długim porodem naturalnym. Prawie doba leżenia plackiem na szpitalnym łóżku i możliwość oglądania dziecka z pozycji leżącej. 

Jakie wnioski wyciągam? Nie warto się nastawiać na nic. Poród to jazda bez trzymanki i niestety może się zdarzyć że wypadniemy z toru. Nie można urodzić na siłę naturalnie, kiedy jeden z wielu czynników nie zagra. Musiała minąć chwila, żebym sobie uświadomiła, że najważniejsze jest to, że Róża jest ze mną. Nieważne w jaki sposób...

Dlatego nie polecam planowania i nastawiania się... Najważniejszy jest efekt!


19 komentarzy:

  1. Piękna Różyczka 😊 Dzięki za radę, ja mam jeszcze 4 miesiące ale postaram się na nic nie nastawiac 😜

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się. Liczy się, że dzidziuś cały i zdrowy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super piszesz, bardzo prawdziwie i zyciowo, bez przesadnego "slodzenia". Roza jest sliczna!

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie podobnie, Gutek ustawił się główką w dół ale niestety odwrotnie niż powinien, mamy jeszcze 3 tygodnie na zmianę. Jeszcze raz gratuluję Małej ! Szybkiego oswajania i powrotu do zdrowia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dokładnie nie ma co sie nastawiać. Ja byłam długo przekonana, że będę mieć cc ze względu na poważną wadę wzroku, po czym okazało się, że mogę rodzić naturalnie. Byłam zachwycona, ale nie zmienia to faktu, że pierwsze co zrobiłam po porodzie (o dziwo szybko i łatwo mi poszło) to sprawdziłam, czy z moim wzrokiem wszystko w porządku. Jednak najważniejszy jest efekt, całe i zdrowe dziecko, nieważne czy naturalnie czy cc, ważne że zdrowe:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja również miałam marzenie o pięknym porodzie ... Niestety doświadczyłam wszystkiego czego za wszelką cenę chcialam uniknąć... Mogę tylko Bogu dziękować, że było szybko.
    Najważniejsze, ze jesteście juz razem, zdrowe. Juz Was nic nie rozdzieli ��
    Uściski dla was dziewczyny :-*
    Antosiowo

    OdpowiedzUsuń
  7. Miałam podobnie - zero rozwarcia przez wiele, wiele godzin, dwie noce na samej sali porodowej. Udało się naturalnie, ale lekarz mówił, że uciekłam spod noża, bo od skurczy zwijałam się z bólu i wydzierałam na pół szpitala, a nic nie szło, dlatego rozważali cięcie. Na szczęście ruszyło... Ale to bez znaczenia, jaką drogą rodzimy, najważniejsze, że dzieciaczki są już z nami :)
    Dużo zdrówka dla Róży!

    OdpowiedzUsuń
  8. Niech się Różyczka teraz zdrowo chowa :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Gratulacje :)
    U mnie nie było nic według planu - oprócz tego, że poród był naturalny :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam bardzo podobne doświadczenia. Całą ciążę pragnęłam urodzić sn, a cc traktowałam jako zło konieczne i wstyd się przyznać, ale na pewno nie jako prawdziwy poród. Siedem dni po terminie dostałam Prepidil, ale nie zadziałał. Dziesiątego dnia po terminie wszystko zaczęło się samoistnie, wszystko szło bardzo szybko. Niestety Małej spadało tętno, gdy miałam skurcze i podjęto błyskawiczną decyzję o cc. Najgorsze, że miałam znieczulenie całkowite i nie słyszałam pierwszego krzyku, nie poczułam jej zaraz po. Najważniejsze, że wszystko skończyło się dobrze :) I dziś wiem, że poród cc to nie jest bułka z masłem, zwłaszcza, gdy z dziurą w brzuchu musiałam wskakiwać na cholernie wysokie łóżko szpitalne ;) Pozdrawiam serdecznie i gratuluję. Róża jest prześliczna! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja mam już Stasia pięknie ułożonego, ale jest to klops 3,8 kg i jeszcze ma możliwość tycia, a ja niestety bardzo wąska i szczupła jestem i decyzja o tym jak będę rodzić podjęta będzie w szpitalu jak mi miednicę zmierzą...

    OdpowiedzUsuń
  12. Gratuluję! Najważniejsze, że córka zdrowa, nic innego nie jest ważne. Miałam dwie CC (zalecane) i tylko ZDROWIE dzieci było dla mnie ważne, nic innego.

    OdpowiedzUsuń
  13. Gratuluję rodzicom pięknej córeczki :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Iza, nie zawiodła natura :) niestety, nadmierna medykalizacja (sztuczna oksytocyna, przebicie pęcherza płodowego, parcie w pozycji horyzontalnej, ogólnie atmosfera szpitala) często przeszkadza naturze, właściwemu rozwinięciu się porodu we właściwy czasie. Natura jest mądra i potężna :) ja też miałam pierwszą cesarkę 11 dni po terminie, właśnie po wywołaniu porodu oksytocyną, na niewygodnym łóżku, unieruchomiona non stop, z rozdzierającym bólem. potem z depresją poporodową, z oskarżaniem siebie, z buntem na okoliczności. ter wiem gdzie i kto popełnił błąd. pogodziłam się z tym, wybaczyłam, tak musiało być, widocznie takie doświadczenie było mi potrzebne. po prawie 3 latach silniejsza o to doświadczenie, uzbrojona w wiedzę, z grupą wsparcia (zaufana położna, doula, przyjazny mi szpital) urodziłam siłami natury - samoistnie, w 3 godziny, w znośnym bólu, w swego rodzaju ekstazie i w poczuciu bezpieczeństwa pięknego ponad 4 kg synka :) pozdrowienia dla całej Twojej rodzinki! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie bardzo chciałam, żeby się wszystko naturalnie odbyło, bez wtrącania. Miałam wrażenie, że spokojnie jeszcze można było zaczekać... Ale wyszło jak wyszło :) Zazdroszczę tego drugiego porodu!

      Usuń
  15. Bardzo Ci gratuluję! Nie powinnaś mieć żadnych wyrzutów. Zrobiłaś wszystko co w Twojej mocy.
    Zgadzam się, że w tej sprawie nasze plany często biorą w łeb.
    Sama miałam też oczywiście jakąś wizję porodu, a jak przyszło co do czego, to nawet do szpitala pojechałam zupełnie innego niż planowałam, bo bałam się, że do tego wybranego nie dam rady dojechać.
    W większości książek czytałam, że to się już wie, że zaczyna się poród i z niczym nie da się tego pomylić... Guzik prawda, bo ja zgłosiłam się do szpitala, nie wiedząc, czy już rodzę, czy nie... Owszem bolało, ale jak to ma boleć? Skurcze raz były słabsze, a raz mocniejsze, raz częstsze, by za chwilkę znowu trochę przystopować... Brzuch nie twardniał, głownie w krzyżu bolało, i to jak. W zasadzie to właśnie przez to nie zdecydowałam się na dalszą podróż. Do szpitala zgłosiłam się 6 dni po terminie, w nocy pół godziny przed północą. Mąż został odprawiony, bo lekarz stwierdził, że to jeszcze potrwa, Jak urodzę do południa następnego dnia, to będzie dobrze. Położna doradzała mi odpoczynek, bo miał mnie czekać ciężki dzień, a ja nie byłam w stanie leżeć. W sumie kolejne dwie godziny spędziłam w łazience i byłam przerażona faktem, że jeszcze co najmniej przez 12 godzin będzie bolało i to coraz mocniej. I bym prawie urodziła w tej łazience... Powiedziałam położnej, że mam wrażenie, iż boli mnie niemal ciągle. Wtedy ona znowu chciała mnie podłączyć pod KTG. Zbuntowałam się, bo wiedziałam, że nie wyleżę, więc zaprosiła mnie na salę porodową i co się okazało? Że jest pełne rozwarcie i czas zabrać się do roboty. Aurelka urodziła się siłami natury o 2.15, o czym mąż dowiedział się rano, bo w związku z pewnymi komplikacjami musiałam swoje na tej sali odleżeć i nawet nie miałam, jak się z nim wcześniej skontaktować. Samo życie. :) Ciesz się swoim szczęściem! Wszystkiego dobrego dla Waszej rodzinki. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Miałam dwa cc, choć marzyłam o porodzie siłami natury, zwłaszcza o pierwszym kontakcie skóra do skóry, gdy noworodek doczołguje się do piersi matki. Ale przy synku odeszły mi najpierw wody a akcja znikoma, szyjka zwarta, kroplówki nie dały rady. Tętno synusia spadało przy kolejnych skurczach, więc na stół i cięcie - ból był, ale moje dzieciątko było zagrożone, miałam protestować? Drugie cc też było koniecznością, może gdybym rodziłam później, miałabym szansę na poród naturalny, ale po 18 miesiącach od cięcia bliza była zbyt płytka i mogłoby dojść do pęknięcia macicy - w tym przypadku jedynie przykry jest fakt, że byłam w ogólnej narkozie i nie słyszałam pierwszego krzyku córeczki:( Ale teraz mam dwójkę wspaniałych bąbli i nieważne, jak przyszły na świat - są zdrowe, radosne a ja przy nich najszczęśliwsza!

    OdpowiedzUsuń
  17. Podziwiam kobiety, które chcą rodzic naturalnie, ja najchętniej urodziłabym przez cc. Po pierwszym spotkaniu w szkole rodzenia mam jeden mętlik w głowie i jestem przerażona. Położna miła ale kazała się wstrzymac z przyjazdem do szpitala do ostatnich godzin porodu... Wspominała także by z "byle" powodu nie przyjeżdzac... . Dla nich poród to codziennośc, dla nas niekoniecznie. Wg mnie lepiej jest przyjechac 10 razy niż raz za późno... Dobrze, że u Ciebie jest już po wszystkim :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zdania, że powinno się jechać jak pojawia się ból regularny. I tak też mi zalecała moja lekarka, żebym nie czekała, nie ryzykowała. To Ty masz się czuć bezpiecznie, a nawet jeśli w szpitalu trochę pomarudzą, że za wcześnie, że można było czekać, to najważniejsze i tak jest zdrowie dziecka. A poród naturalny nie jest taki straszny jak go malują... Wiadomo, boli, ale ból po cesarce i to dochodzenie do siebie nie jest przyjemnym doświadczeniem...

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...