niedziela, 25 stycznia 2015

Nasze wyprawkowe hity!



Róża ma już 3 tygodnie!Przez ten czas zdążyłyśmy się trochę poznać i zweryfikować nasze wyprawkowe zakupy. Pewnie jeszcze wiele się zmieni, ale już teraz chciałabym wskazać kilka hitów, bez których nie wyobrażam sobie funkcjonowania swojego i dziecka!

1. Na pierwszym miejscu... Pieluchy tetrowe! Ciągle dokupuję, ciągle piorę i non stop mam wrażenie, że jest ich za mało. Moje dziecko niestety bardzo ulewa, więc przy każdym karmieniu w pogotowiu leży kilka tetrówek. Teraz mamy ich pewnie ok 60 szt i twierdzę, że nigdy dość! A jak do tego jeszcze ładnie wyglądają...


2. Zestaw pielęgnacyjny z Aventu
Wiele osób mówiło, że duża część zestawu nam się nie przyda... Okazuje się, że korzystamy ze wszystkiego, jedynie gruszka na szczęście nie była nam potrzebna i mam nadzieję, że jeszcze długo nie będzie! Zestaw ładnie zapakowany w pastelowe etui... Polecamy :)


3. Śliniaki! Podobnie jak pieluchy mogłyby występować w nieograniczonej ilości! Wytłumaczenie podobne jak w przypadku punktu pierwszego... Ulewanie. Najlepiej sprawdzają się te, które są w marę szerokie i zasłaniają ramiona, dzięki czemu jest szansa, że po karmieniu nie będziemy musieli córki przebierać.


4.  Książeczki kontrastowe.
Kontrasty! Wystarczy otworzyć książeczkę i dziecko przepada na co najmniej godzinę! 



5. Podgrzewacz do butelek
Początkowo tez gadżet wydawał mi się zbędny, zwłaszcza, że karmię piersią. Na szczęście siostra postanowiła mi go sprezentować. Teraz co któreś karmienie odciągamy pokarm i zagęszczamy, żeby chociaż trochę zminimalizować ulewanie. Bez podgrzewacza byłoby ciężko!



6. Poduszka do spania w ciąży
Służyła przez kilka miesięcy ciąży, a teraz jest idealna przy karmieniu! Owijam się nią, część wkładam pod plecy, a z przodu podtrzymuje dziecko. Najlepiej wydane pieniądze w czasie ciąży! Poduszka posłuży pewnie jeszcze długi czas przy karmieniu. Poza tym tak mi się z nią dobrze śpi... Szukamy teraz mniejszej wersji rogala do karmienia, ale w nocy ta jest idealna!


7. Osłonki na piersi BabyOne
Gdyby nie one... W internecie mnóstwo niepozytywnych opinii, zwłaszcza specjalistów, ale wydaje mi się, że lepiej karmić przez osłonki, niż nie karmić wcale! W dniu największego kryzysu, kiedy na samą myśl o tym, że mam przyłożyć dziecko do piersi chciało mi się płakać, kiedy byłam bliska wysłania męża po jakiś Bebilon czy też inne MM, uratowały mnie osłonki, po które mąż pobiegł tuż przed zamknięciem SuperPharm... W życiu nie czułam takiej ulgi, a karmienie stało się na powrót przyjemnością! Położna, która nas odwiedza, stwierdziła że jeżeli mi jest łatwiej, a dziecko sobie radzi i bez problemu je, to czemu nie ułatwiać sobie życia? Tymi słowami ugasiła moje wyrzuty sumienia, które pojawiły się po lekturze internetów... Na początku używałam osłonek z Aventu, potem przerzuciłam się na BabyOne, które ze względu na mniejsze dziurki i wolniejszy przepływ oraz przyleganie do piersi wydają mi się lepsze. Róża na szczęście nie oduczyła się ssania piersi i teraz powoli odstawiamy osłonki i wracamy do normalnego karmienia.


8. Kocyki
Uwielbiam! I to chyba bardziej mój hit niż Róży. Delikatne, mięciutkie, w piękne wzory... Muszę się na siłę powstrzymywać, żeby nie kupować kolejnych ;) Służą nam lepiej niż otulacz.



9. Poduszka klin
Wybawienie dla mam ulewających dzieci. A że jak pisałam wyżej, Róża ulewa bardzo, nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez tej poduszki. I tak cięgle się stresuję, że mała się zakrztusi, noce mam więc czuwające. Dzięki klinowi wiem przynajmniej, że główka jest wyżej a dziecko bezpieczne.

Źródło

10. Pajace
Kompletując wyprawkę dla pierwszego dziecka nie myśli się o jej użyteczności, skupiając się raczej na wyglądzie. Trzy tygodnie z dzieckiem zweryfikowały wiele. Wiemy już teraz, że niektórych ubranek prawdopodobnie nigdy nie założymy, wielu nie kupilibyśmy też po raz drugi. Naszym hitem, zwłaszcza na noc są pajace. Łatwo rozpiąć, łatwo zapiąć i zdjąć, użyteczne zwłaszcza, kiedy dziecko trzeba często przebierać. 
Wybierając się na zakupy, zwracamy teraz większą uwagę na to, czy ubranko łatwo będzie założyć, unikamy tych wkładanych przez głowę, bo wiemy jak mała potrafi się denerwować przy przebieraniu.




wtorek, 20 stycznia 2015

Robimy sobie sesję...




Mieliśmy dylemat... Wybierać się na profesjonalną sesję czy nie? Mój mąż nie do końca był przekonany... Nie podobała nam się stylistyka tych zdjęć. Teoretycznie pewnie mielibyśmy wpływ na wygląd tych zdjęć, ale nie potrafiliśmy podjąć decyzji. Marzą nam się zdjęcia ze starą łemkowską kołyską, w drewnianej chacie... Ale to chyba poza naszym zasięgiem w tej chwili (może znacie kogoś, kto jest w stanie coś takiego zrealizować?).
Dlatego ostatecznie do fotografa jeszcze się nie zgłosiliśmy, za to zrobiliśmy sami kilka zdjęć. Nie jest to może takiej jakości jak fotki z profesjonalnej sesji, ale jesteśmy bardzo zadowoleni z efektu.














czwartek, 15 stycznia 2015

Wyprawka do szpitala - moje spojrzenie na sprawę ;)

 W internecie mnóstwo list wyprawkowych, od wyboru do koloru! Ja postanowiłam ugryźć to z trochę innej strony.  Do szpitala musiałam zgłosić się z powodu przeterminowania i zanim trafiłam na salę porodową minęły trzy dni przymusowego pobytu na patologii ciąży. Po cesarskim cięciu na oddziale położniczym spędziłam kolejne trzy doby. Cały pobyt trwał więc tydzień, więc zapotrzebowanie na niektóre rzeczy okazało się też inne niż uchwycone na poniższej liście.                                                 

Prezentuję więc spis rzeczy otrzymany od położnej na szkole rodzenia, na czerwono zaś dodaję swoje drobne uwagi ;)

Co zabrać do szpitala? 
DOKUMENTY
- KARTA  PRZEBIEGU  CIĄŻY,
- AKTUALNE  WYNIKI  BADAŃ,
- DOWÓD OSOBISTY,
-DOKUMENT  STWIERDZAJĄCY  FAKT  AKTUALNEGO  UBEZPIECZENIA  ZDROWOTNEGO               (mimo systemu eWUŚ szpitale nadal o to proszą) (Nas nikt o nic nie prosił)
-PLAN PORODU (pominęliśmy)
Dla mamy:
- 2 opakowania pieluch/ podpasek poporodowych np. „Bella” (prawie całe opakowanie zużyłam już na sali porodowej, później rodzina i tak musiała mi dowozić kolejne, polecam więc większy zapas. Nie polecam podkładów z Canpolla, u mnie się nie sprawdziły)
- min. 1 opakowanie podkładów na łóżko z flizeliną/ceratką (Bardzo dobrze sprawdziły się podkłady SENI i podobnie jak wyżej... Dużo zużyliśmy już na porodówce i później trzeba było dowozić, warto więc mieć ich trochę więcej i nie czuć dyskomfortu :))
- duży i mały ręcznik
- 2 rozpinane na wysokości klatki piersiowej  koszule z krótkim rękawem, ciepłe i nieuciskające skarpetki
- UNIKAMY  JAK  OGNIA- jednorazowych flizelinowych majtek! Można kupić kilka luźnych par, nie opinających ciała bawełnianych majtek lub majtek z „ siateczki”. Większość szpitali nie zaleca jednak lub wręcz zakazuje noszenia sztucznych tkanin w okresie połogu ( u mnie sprawdziły się majtki SENI)
- szlafrok (niezbyt gruby)
- stanik- ewentualnie z rozpinanymi miseczkami tzw. laktacyjny (Ja potrzebowałam nawet dwóch!)
- pantofle, klapki pod prysznic
- papier toaletowy, ręczniczek do rąk lub wilgotne chusteczki
- przybory toaletowe: pasta do zębów, szczoteczka do zębów, preparaty do mycia i pielęgnacji ciała, antyperspirant, szampon, grzebień, spinka do włosów, chusteczki higieniczne, chusteczki do higieny intymnej.
- krem/ pomadka natłuszczająca do ust
- kubek, sztućce
- ładowarka do telefonu
- kilka małych torebek plastikowych na odpadki (przydatne również na zabrudzone koszule, które rodzina będzie zabierać do prania)
JEDZENIE  I NAPOJE np:  niegazowana woda mineralna (2 duże butelki, 1 mała),klarowny sok, np. 100% jabłkowy, bawarka, słodkie krakersy, bułka maślana, serek homogenizowany, drobiowa wędlina ( kilka plasterków), twarożek, landrynki, zwykła czekolada bez nadzienia

Dla dziecka:
- 1 opakowanie pieluch rozmiar 3-5kg
- 3 kaftaniki i śpioszki- najlepiej wiązane lub zapinane pajacyki, 2 czapeczki, mogą się przydać „rękawiczki”- bawełniane (zapytać personel szpitala, czy należy zabrać)
- oliwka
- chusteczki nawilżane do pośladków
- krem do pośladków/ maść  witaminowa ( ewentualnie)
- tzw. rożek (opcjonalnie)
 U nas szpital zapewniał ubranka, więc potrzebowaliśmy jedynie akcesoriów do przewijania. W każdym szpitalu jest inaczej, warto się więc wcześniej zorientować czego potrzeba.


Uzupełniając listę:

Już leżąc na patologii zaczęłam mieć problem z pojawiającym się pokarmem, dlatego opakowanie wkładek laktacyjnych jak najbardziej wskazane. Zwłaszcza po porodzie. U mnie sprawdzają się Rossmanowe i z TESCO, Niewysoka cena, a jak najbardziej zdają egzamin.

Bardzo przydały mi się pieluszki tetrowe. W szpitalu w którym rodziłam dawali, ale warto mieć swoje, czy to żeby użyć przy dziecku, czy dla siebie.

Kolejna rzecz , już dla dziecka to podkłady do przewijania. Miałam opakowanie z Pandy, ale polecam też Rossmanowe Babydream.

Zakładając że planujcie karmić piersią... Może nie powinnam o tym pisać, ale polecam zakupić wcześniej silikonowe osłonki na piersi. Niekoniecznie musicie ich użyć, ale z doświadczenia swojego i dziewczyn leżących ze mną na sali wiem, że niestety początki karmienia to nie bajka, a droga przez mękę i poranione brodawki mogą zniechęcić nawet najsilniejszą kobietę. Kończy się to często wysyłaniem męża do drogerii po nakładki. Wybór jest spory, rozmiary różne... Cena nie jest powalająca, więc może warto wcześniej zakupić dopasowane do siebie, a nie liczyć na to, że mąż trafi? Nawet jeśli miałoby nas ominąć ich używanie? Ja używam z Aventu, uratowały moją laktację, bo naprawdę płakałam już z bólu. Teraz powoli je odstawiamy, bo rany się wygoiły, a mała bez problemu łapie się sutka.
Druga rzecz to maść na brodawki, chociaż ja jestem z tych, co to własne mleko uznają za najlepszy środek do smarowania. Ale na wszelki wypadek zapakowałam Lano-maść z  Ziaji. Sprawdziła się również do ust.

Jeżeli wybieracie się do szpitala po terminie, niekoniecznie musi się to od razu skończyć wywoływaniem porodu, dlatego warto zapakować więcej bielizny i koszulki na zmianę. Ja o tym zapomniałam, przekonana, że zaraz będę zmuszona rodzić i trzeba było dowozić :)

Rodzicie z mężami/partnerami? Warto zapakować dla nich coś do jedzenia... Poród może się ciągnąć naprawdę długo i mój biedny mąż przez ponad 20 godz nie miał nic w ustach. Wyjadał moje krakersy, ale co to jest dla faceta paczka krakersów? Warto o tym pamiętać :)


I tyle mojego wymądrzania... O czymś zapomniałam? Coś pominęłam? 

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Domowa rewolucja, czyli pierwszy tydzień z dzieckiem...



Róża skończyła dzisiaj tydzień... Wydaje mi się jakbym dopiero wczoraj trzymała ją po raz pierwszy, a minęło już 7 dni! Dni niełatwych podczas których kryzys pogania kolejny kryzys... 
Pierwszy poważny dopadł mnie w szpitalu, gdzie jak wiadomo o intymności można zapomnieć... trzy pacjentki stłoczone w niewielkiej sali, u każdej ktoś w odwiedzinach (u jednej wręcz tłum gości). Moje dziecko krzyczy wniebogłosy, pierś na wierzchu, wszyscy wokoło patrzą, niektórzy wręcz wtrącają się do tego jak mam przystawić dziecko żeby ssało... Ja bliska płaczu. Uratowała mnie położna, która wpadła na salę, stwierdziła, że radzę sobie świetnie i to tylko chwilowe problemy... Kolejny kryzys? Pierwsza noc z dzieckiem w szpitalu. Nie czułam się na siłach, żeby od początku zajmować się dzieckiem przez całą dobę, zwłaszcza że pierwszą przeleżałam plackiem na środkach przeciwbólowych. Kolejne nie były lepsze, dlatego dziecko trafiało na noc pod opiekę innych. Jednak ostatnia noc przed wyjściem do domu należała już do mnie. Nie było łatwo, zwłaszcza, kiedy obolała musiałam wyciągać Różę z wózka i przystawiać do już obolałych piersi. Ale zagryzione zęby pomogły przetrwać! Zwłaszcza, że w perspektywie było wyjście do domu.

Jak nam minęła pierwsza noc w domu? ;) Jazda bez trzymanki! Mój mąż stwierdził rano, że szkolenia komandosów są chyba łatwiejsze, bo budzi się ich w nocy tylko raz i wysyła w puszczę. Ponieważ po szpitalnych wrażeniach dosłownie padłam, cała odpowiedzialność spadła na męża, który chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, jak może wyglądać noc z noworodkiem :) Ale przetrwaliśmy i z dnia na dzień jest coraz lepiej. Jesteśmy bardziej świadomi tego co nas czeka i przede wszystkim zorganizowani. Oczywiście zaskakują nas proste sprawy, jak np to jak cudne aromaty może wydzielać kupa niemowlaka! Ale jest nieźle.
A wracając do kryzysów... Pewnie wiecie jak ciężko jest, kiedy pojawia się nawał pokarmu, kiedy brodawki są obolałe i poranione, a do tego wszystkiego dochodzi zmęczenie...  Moją laktację uratowały nakładki na brodawki. Byłam bliska wysłania męża po mleko. Godziny płaczu i w końcu ulga! Naczytałam się wprawdzie na temat nakładek negatywnych opinii, ale nawet położna, która do nas przychodzi stwierdziła, że nie warto się katować, jeśli dziecku takie rozwiązanie pasuje. Oprócz nakładek, całonocne zimne okłady i kolejny kryzys pokonaliśmy.
Kolejną stresującą mnie rzeczą jest ulewanie. Nie przypuszczałam, że może przybierać aż taką formę. Nawet godzinę po karmieniu! W dzień, kiedy Różę mam na oku, nie stresuje mnie to tak bardzo, ale w nocy dopada mnie strach, że się zadławi, albo coś się stanie...

Mój mąż chodzi teraz i się śmieje, że powinniśmy ostrzegać innych! I na dodatek dzwoni do wszystkich, którzy mają już dzieci z pytaniem dlaczego nikt go nie ostrzegł!

Jak podsumuję pierwszy tydzień?
Mnóstwo nerwów i sprzeczek, ale jeszcze więcej radości ze wzajemnego poznania i coraz większe pokłady miłości. Mam wrażenie, że z dnia na dzień jest jej we mnie coraz więcej.
Nie jest łatwo, ale też nikt nie powiedział, że będzie. Po pierwszym szoku z niecierpliwością oczekujemy każdego kolejnego dnia...


piątek, 9 stycznia 2015

Poród niekontrolowany...

Plan na poród? Oczywiście jakiś nam się w głowie ułożył... Przynajmniej w mojej głowie :)
Przede wszystkim, najważniejszym dla mnie było urodzić naturalnie i przez całą ciążę wszystko wskazywało na to, że tak właśnie będzie. Ale plany jak to plany... Potrafią się posypać.
Kłopoty zaczęłam węszyć w momencie, kiedy przekroczyłam termin. Kiedy minął tydzień i musiałam przymusowo zgłosić się do szpitala, wiedziałam, że już nic nie będzie tak jak chciałam. W szpitalu na dzień dobry test OCT. Skurczy brak, akcja porodowa też niestety się nie pojawiła. Przyjęcie do szpitala, patologia ciąży, niewygodne łóżko i trzy dni oczekiwania na decyzję co dalej... W końcu 4 stycznia o 6 rano podano mi pierwszą kroplówkę, mającą wywołać skurcze. Zadziałałam dość opornie niestety... Pierwsze kilka godzin przespałam czekając na jakiś ból. Kiedy w końcu zaczęły się skurcze i były dość regularne i bolesne, współpracować jakoś niespecjalnie chciała szyjka macicy. Rozwarcia jak na lekarstwa... Lekarze postanowili, że trzeba temu zaradzić, więc nastąpiło przebicie pęcherza płodowego. I tak akcja ruszyła, z godziny na godzinę jak wiadomo ból coraz większy, szyjka dalej opornie, ale jednak zaczęła się rozwierać. Mimo bólu, byłam zadowolona, bo zmierzaliśmy do naturalnego finału, który przez pewien czas był zagrożony. Po północy usłyszałam magiczne słowa "wkraczamy w drugą fazę porodu" i wtedy niestety zaczęły się schody... Główka ułożona nieprawidłowo, nie chciała się obrócić. Mimo moich usilnych starań, słuchania wskazań położnej, Róża postanowiła przyjść na świat inną drogą... Lekarze podjęli decyzję i po ponad 20 godzinach od podania kroplówki trafiłam na blok operacyjny, a moja córka przyszła na świat o 2:30 w nocy dzięki cesarskiemu cięciu.

Radość ogromna, że w końcu jest ze mną! Ale kiedy emocje opadły poczułam wielkie rozczarowanie, że się nie udało. Było tak blisko finału i nie wyszło. Byłam rozczarowana sobą, zła, na naturę, że pokrzyżowała mi plany. Do tego doszedł ból po cesarce i wyczerpanie długim porodem naturalnym. Prawie doba leżenia plackiem na szpitalnym łóżku i możliwość oglądania dziecka z pozycji leżącej. 

Jakie wnioski wyciągam? Nie warto się nastawiać na nic. Poród to jazda bez trzymanki i niestety może się zdarzyć że wypadniemy z toru. Nie można urodzić na siłę naturalnie, kiedy jeden z wielu czynników nie zagra. Musiała minąć chwila, żebym sobie uświadomiła, że najważniejsze jest to, że Róża jest ze mną. Nieważne w jaki sposób...

Dlatego nie polecam planowania i nastawiania się... Najważniejszy jest efekt!


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...