niedziela, 31 sierpnia 2014

Wyprawka... Czyli jak to zrobić, żeby nie przesadzić!?

Czy spodziewając się pierwszego dziecka istnieje w ogóle coś takiego jak zdrowy rozsądek?! Nie wydaje mi się :) Odkąd dowiedziałam się, że będzie dziewczynka, wpadłam w wyprawkowy szał, który ostudził dopiero stan konta! Nawet chodząc do lumpeksów, zamiast grzebać i szukać czegoś dla siebie (a dodam, że powoli przestaje się mieścić w wiele rzeczy i przydałaby się jakaś nowa garderoba), przeglądam i kupuję rzeczy dla Róży. Na szczęście zmądrzałam na tyle, że przestałam kupować najmniejszy rozmiar i sięgam już po ten na 2-3 miesiące...
Ale do czego zmierzam... Zadałam koleżankom pytanie na facebooku - ile ciuszków potrzebuje ta malutka istota (dodając jednocześnie zdjęcie komody z rzeczami w najmniejszym rozmiarze zamieszczone poniżej, szuflady oczywiście też wypełnione)

Odpowiedzi jak zwykle przeróżne. Że nie założy wszystkiego, że założy wszystko po kilka razy, za dużo, za mało... I jak tu nie zwariować?! 
Postanowiłam mimo wszystko przystopować. Skupić się na rzeczach pielęgnacyjno-kosmetycznych. Ugryźć wyprawkę z trochę innej, już nie ubrankowej strony. Miałam to szczęście, że naprawdę wiele rzeczy dostałam po córeczce koleżanki, więc uzupełnianie tego chyba na razie przestało mieć sens, zwłaszcza, że sama zdążyłam kupić już ok. 20 par body!

I tyle w temacie. Wygodnie jest mieć dużo rzeczy, nie martwić się ciągłym praniem itp... Ale chyba nie można się dać zwariować, zwłaszcza, że jest wiele innych istotnych rzeczy do kupienia, a dziecko naprawdę szybko rośnie (O ile nie urodzi się już większe niż 57 cm, wtedy najmniejsze rzeczy możemy na dzień dobry spakować z powrotem do worków.)

A już niebawem zaczynam szaleć z urządzaniem kącika dla dziecka! :)

środa, 20 sierpnia 2014

Kącik dla dziecka!

Tak naprawdę miejsce dla dziecka spędza mi sen z powiek... Ok... Zostało jeszcze jakieś 19 tygodni, czyli teoretycznie dużo... No właśnie. Teoretycznie! Na razie nawet my rodzice nie mamy jeszcze swojego kąta. Intensywnie szukamy mieszkania do wynajęcie, ale jakoś żadne nie jest w stanie sprostać naszym niewielkim wymaganiom. Zwłaszcza ceny potrafią odstraszyć!
Ale wracając do pokoju dziecka... A dokładnie do mebli.... Te oczywiście mam już zaplanowane i prawdopodobnie zostaną zakupione zaraz po tym, jak znajdziemy mieszkanie. Z pomocą przyszła oczywiście... Ikea. Uzależniona jestem od tego sklepu! Najważniejsze, co skłania do zakupów, to niska cena w stosunku do mimo wszystko dość dobrej jakości. A oko cieszy duży wybór w różnych kategoriach cenowych.

My jesteśmy nieco ograniczeni, dlatego mieścimy się cenowo gdzieś po środku:

Łóżeczko HENSVIK 249 zł

 Zastanawiam się nad dwoma opcjami.... Jedna z przewijakiem, druga jako sam regał, a przewijak osobno.

Stół do przewijania/szafka Hensvik 379,98

Szafa z półkami Hensvik 299 zł

Komoda Malm 199 zł

I dwie drobniejsze rzeczy, które z pewnością dołączą do wyposażenia:

Wanienka LATTSAM 19,99

Kosze zawieszane ONSKLIG 24,99

Oczywiście to nie wszystkie rzeczy, które do nas trafią z Ikei. Jest jeszcze mnóstwo drobiazgów dla dzieci w bardzo dobrych cenach :)

wtorek, 19 sierpnia 2014

Zgaga w ciąży. Jak z nią walczyć?!

Problem znany chyba każdej ciężarnej u mnie objawił się tydzień temu, czyli ok 20 tygodnia, i z każdym dniem przybiera na sile... Myślałam że mdłości w pierwszym trymestrze były nieprzyjemne, ale przy tym co odczuwam teraz, stanowią zaledwie sympatyczne wspomnienie... Postanowiłam bardziej świadomie dobierać sobie jedzenie unikając wszystkich tych potraw, które mogą mi zaszkodzić... Doszło do tego, że moim głównym posiłkiem stały się tosty z masłem! Szkoda, że akurat teraz zaczęłam mieć smaki na kwaśne... No ale ale... Skąd w zasadzie bierze się zgaga w ciąży? Według zabobonnych wierzeń, mojej córeczce właśnie zaczynają rosnąć piękne gęste włoski (ta myśl pozwala mi przetrwać!). Niestety wytłumaczenie jest bardziej prozaiczne. Ot powiększająca się macica uciska na żołądek, powodując cofanie pokarmu i kwasów do przełyku (taka moja wersja uproszczona problemu).
Normalnie człowiek bierze ranigast i po sprawie, przynajmniej u mnie tak to kiedyś wyglądało. Niestety ciąża rządzi się swoimi prawami... I sposoby są bardzo ograniczone. Zadałam więc pytanie koleżankom mamom, jak radzić sobie z potężną zgagą w czasie ciąży... Odzew mnie zaskoczył i oto przedstawiam spisane rady i sposoby. Jak wiadomo, na każdego działa coś innego i trzeba znaleźć swój złoty środek, niemniej w czymś trzeba wybierać i taka lista jest jak dla mnie na wagę złota!

1. Reni (na szczęście dozwolone!)
2. Mleko (najczęstsza odpowiedź!)
3. Woda z cytryną
4. Ciecierzyca
5. Imbir kandyzowany
6. Banan
7. Bułka z miodem
8. Woda z miodem i octem jabłkowym (po łyżeczce obu specyfików)
9. Cola (To raczej mało zdrowy sposób, ale niektórym pomaga...)
10. Herbatka imbirowa
11. Sucha bułka
12. Zielona herbata
13. Migdały

Mój sposób, który chwilowo działa, to łyżeczka Gaviscomu i miętowa herbata. Działa oczywiście na chwilę...

Listę postaram się sukcesywnie uzupełniać, bo ciągle poszukuję kolejnych sposób na tę przykrą przypadłość...


Joanna Woźniczko-Czeczott "Macierzyństwo Non-fiction. Relacja z przewrotu domowego"


 Zacznę od dwóch scenek...

Pierwsza w poczekalni u ginekologa. Czytam akurat rozdział, w którym autorka niedługo po porodzie wyrywa się z domu, na obowiązkowy "przegląd" do lekarza. I co następuje... W ciąży, przyszła mama cieszyła się z pierwszeństwa w kolejce do ginekologa... Ot taki przywilej. W połogu, nikt nie przejmuje się już kobietą, która wydała na świat dziecko i mimo, że wszystko boli, szwy się rwą, a w domu dziecko czeka na karmienie, koniec z przywilejami! Kobieta bez brzucha straciła na wartości... I w tym momencie, siedząc w tejże poczekalni uświadamiam sobie, że aktualnie sama korzystam z przywileju wchodzenia bez kolejki, ale... to się skończy, kiedy tylko maluszek przyjdzie na świat. Żyłam w błogiej nieświadomości, że może jednak ominą mnie gwałtowne zmiany, a fragment przeczytany w poczekalni uświadomił, że nieubłaganie nadciąga poważny przewrót!

Scenka druga.
Siedzą u nas znajomi. Ja już niemal na półmetku ciąży zachwalam macierzyństwo, chociaż nie mam o nim zielonego pojęcia jeszcze. Mówię, jak cudownie jest wydać na świat życie, wmawiam niezdecydowanym jeszcze na potomstwo przyjaciołom, że pojawienie się dziecka nie musi niczego zmienić! Taa... Szkoda tylko, że sama w to nie wierzę. Już ciąża ograniczyła mnie w wielu kwestiach. A niestety nie znoszę jej najlepiej psychicznie i fizycznie. Tęsknie za rzeczami z których już teraz musiałam zrezygnować, albo na które brak mi po prostu siły... Ot, na przykład jazda na rowerze. Kiedyś mój codzienny środek lokomocji, teraz kurzy się w piwnicy. Rosnący brzuch oczywiście wiele mi wynagradza, ale i tak czuję niezrozumiałą dla siebie frustrację i złość. Dlaczego więc próbuję przeciągnąć przyjaciół na tę stronę mocy? Czy powoli zaczynam wkraczać do klanu?

Klan to oczywiście rodzice, którzy poznali już smak macierzyństwa czy tacierzyństwa i trudności z nimi związane. Nie dzielą się tym jednak z innymi, nieświadomymi! Prezentują z reguły wizję rodzicielstwa pełnego codziennych radości, pozbawionego ciemnej strony... A że ta istnieje... Wie chyba każdy kto dziecko posiada. Przekonała się o tym też autorka książki, która swoje frustracje postanowiła przelać na papier, a raczej klawiaturę komputera.
"Dlaczego piszę wyłącznie o frustracjach? Bo to dzienniczek autoterapeutyczny, dobre emocje i piękne chwile celebruję sobie w realu" (str. 106)
Woźniczko-Czeczott odważnie pokazuje pierwszy rok z życia swojego dziecka. Głównie bazując na strachach i wątpliwościach, tych gorszych dniach. Jej wizja macierzyństwa, to pozbawiona lukru codzienność, gdzie po całym dniu opieki nad córką, matka słania się na nogach. Bo codzienność to nie zdjęcie z kolorowego czasopisma. Włosy po porodzie wypadają, spacery stają się codzienną szychtą do odrobienia, a o samodzielnym wyjściu nie ma wręcz mowy... A jak już następuje, myśli i tak krążą wokół dziecka. Zmieniają się priorytety, znajomi, mąż zepchnięty zostaje na dalszy plan. Centrum świata to dziecko i jego potrzeby. Matka w tym wszystkim przestaje być sobą. I tak można by mnożyć... 
Przejrzałam z ciekawości internet w poszukiwaniu informacji na temat książki i natknęłam się na mnóstwo negatywnych opinii, czy wręcz ataków przeprowadzanych na autorkę, wyrodną matkę. Oczywiście wszystkie autorstwa innych matek. I zastanawiam się, czy ja i te kobiety czytałyśmy inną książkę? Autorka w szczery do bólu sposób pisze o swoich problemach, zmęczeniu, zniechęceniu, czasem złości na dziecko, ale na każdej niemal stronie znajdujemy ogrom miłości jakim darzy córeczkę. Po prostu opisała to o czym się nie mówiło jeszcze do niedawna otwarcie, ale co niemal każda kobieta przerabia po porodzie. Przewrót domowy...
Jestem w ciąży, po przeczytaniu tej książki w opinii niektórych matek, powinnam ze strachu zacząć obgryzać paznokcie... A ja cieszę się niemiernie, że na tę pozycję trafiłam! W końcu bez zbędnej słodyczy i kolorowania dowiedziałam się co mnie czeka, i na co muszę się przygotować. Do tej pory czułam strach przed nieznanym. Teraz to nieznane zostało trochę oswojone, odkryte. Wierzę, że dziecko wynagrodzi mi cały trud, a przewrót dzięki codziennym radościom stanie się łatwiejszy. Nie wierzę już jednak w zapewnienia, że dziecko niczego nie zmieni... Otwiera nowy rozdział, zupełnie inny od poprzedniego!

I na koniec przypomniały mi się dwie koleżanki.
Pierwsza, matka dwójki małych dzieciaków. Pytam, jak daje sobie radę, czy nie jest jej aby ciężko. Odpowiedź - Zobaczysz jak to jest, jak sama urodzisz (klan)

Druga, mama prawie dwulatki.
Nawet kupę muszę robić trzymając E. za rękę... (szczery klan)

Przypomniał mi się też filmik krążący niegdyś po internecie :)


poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Po co blog?

Sama się zastanawiam. Odkąd zaczęłam czuć, że jednak rośnie we mnie moja córka, jako kompletnie zielona przyszła mama postanowiłam się dokształcić. I co się okazało? Że internety, znajomi, książki... Każdy mówi coś innego. Przytłoczył mnie ogrom informacji, a wyselekcjonowanie z tego wszystkiego, tego co najważniejsze, przyprawiło o ból głowy. Potężny ból głowy...
Półmetek ciąży za mną, a ja dalej nic nie wiem. Każda kolejna informacja wydaje się abstrakcją nie do ogarnięcia. A najgorsze jest to, że nie mam gdzie wylać z siebie tego co mnie męczy i dręczy. Tak więc zakładam kolejny blog. Dla siebie i swojego spokoju. Będę porządkować na nim zdobytą wiedzę i cieszyć się każdym kolejnym dniem ciąży, a później macierzyństwa.

O czym chciałabym pisać? O wszystkim co się tyczy ciąży i dziecka. Zakupy, wyprawka, dolegliwości, poród... To pewnie tylko kropla w morzu tego co można tutaj poruszyć. Wiem, że jest mnóstwo ciekawych blogów, które sama podczytuję, traktujących o temacie... Nie chcę aspirować do miana kolejnego bloga parentingowego. Daleko mi do tego. Chce pokazać ten cudowny czas z punktu widzenia początkującej matki...

17 tydzień

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...