Zupełnie przez przypadek, trafiłam na artykuł który dał mi do myślenia. Siedzi mi w głowie i nie potrafię się go pozbyć... Przeczytałam list pewnej kobiety, która bardzo chce mieć dziecko, ale jak sama wylicza... Nie stać jej ->
KLIK
Po przeczytaniu zaczęłam się zastanawiać, czy w takim razie mnie stać na dziecko, bo moja sytuacja bynajmniej nie jest lepsza niż tej dziewczyny... Baa, powiedziałabym nawet, że mam mniej. A dziecko w drodze!
Oczywiście Róża jest planowanym dzieckiem, chociaż jej planowanie nie polegało na siedzeniu z kartką i długopisem i liczeniu. Planowanym, bo bardzo chcianym. Prawda jest taka, że kiedy się zdecydowaliśmy, mieszkaliśmy z jeszcze nie mężem w dwóch różnych miastach i byliśmy związkiem na odległość. Wiedzieliśmy, że jedno z nas będzie musiało się przenosić i zmieniać pracę, była to więc jakaś niewiadoma. Nie zarabiamy majątku (ok 3600 zł razem), mamy jakieś swoje zobowiązania, karty i mini kredyty, do tego kredyt na wesele, którego bynajmniej nie żałujemy, ale który trochę ciąży :) Chwilowo nie mamy też perspektywy na kupno mieszkania, więc przynajmniej przez najbliższe dwa lata będziemy wynajmować (34 m). Rodzice pewnie pomogę, ale ich możliwości też raczej zaliczamy do niewielkich. Perspektywa więc wydaje się być nieciekawa, przynajmniej gdybym podchodziła do tego tak jak dziewczyna z listu.
Staram się ją zrozumieć, bo strach przed nieznanym i niemożnością dania dziecku tego co powinno dostać jest naprawdę wielki, ale czy aby na pewno powinno się rezygnować z kogoś, kogo się bardzo pragnie, ponieważ w "Polsce żyje się źle"?
Dziecko kosztuje, każdy rodzic to prawdopodobnie potwierdzi, ale mam wrażenie że żyjąc w konsumpcyjnym świecie trochę się z tymi kosztami zapędzamy. Oczywiście nie mam o tym jeszcze zielonego pojęcia i pewnie zdziwię się, kiedy mała się urodzi, ale czy naprawdę nie da się do tego wszystkiego podejść rozsądnie?
Mniej więcej od 4 miesiąca zaczęłam się przygotowywać do przyjścia na świat dziecka. Stopniowo, bez wielkich wyrzeczeń kompletuję wszystko to co niezbędne. Z radością przyjęłam stosy ubranek od koleżanki i szwagierki, buszuję w lumpeksach i na wyprzedażach. Szperam na aukcjach allegro i szukam okazji. Czasami wpadnie mi w oko jakaś droższa rzecz, którą chciałabym kupić, staram się więc po trochu odkładać, żeby nie nadwerężyć i tak kiepskiego budżetu. Wiele rzeczy i ozdób, zamiast kupować robię sama. Do końca ciąży zostały 3 miesiące a wyprawki skompletowałam już mniej więcej 3/4. Do tego jakieś mebelki, farba do odświeżenia wynajmowanego mieszkania (promocja). Ktoś powie, że już sama opieka medyczna kosztuje, ale tego też nie odczuwam. Mam świetną lekarkę z kasy chorych. Na wizyty biegam teraz co dwa tygodnie, mam wszystkie badania robione regularnie. Trzeba się oczywiście liczyć z kosztem badań prenatalnych (ja na szczęście miałam skierowanie), ale badania są w dłuższych odstępach czasu i przy rozsądnym gospodarowaniu, nie trzeba całej kwoty na raz wyrzucać. Oczywiście mówię teraz o przypadku takim jak mój, kiedy wszystko przebiega prawidłowo.
Ogólnie dajemy radę, wystarcza nam na jedzenie, chociaż odczuwamy, że nie jest łatwo i pieniądze szybciej topnieją. No ale właśnie... Nie liczyliśmy, że będzie łatwo, wręcz przeciwnie. Czasami mam ochotę się rozpłakać ze zmartwienia, czy aby na pewno wszystko przeliczyłam i dlaczego zabrakło na jakąś opłatę o której zapomniałam! Tylko po co to? Cały strach rekompensują mi coraz silniejsze kopniaki i to magiczne oczekiwanie :)
Najważniejsze co powinniśmy dać dziecku to miłość i zainteresowanie i chyba tego nigdy nie powinno mu zabraknąć. Cała reszta to dodatek. Kosztowny dodatek, ale wierzę, że przy dobrej organizacji, której cały czas się uczę (z natury jestem niestety rozrzutna) wszystko da się ogarnąć. Oczywiście nie mówię tu o przypadkach skrajnych, gdzie rzeczywiście sytuacja jest dramatyczna, a jedynie odwołuję się cały czas do tego co przeczytałam.
Nie wiem czy myślę dobrze, ale wydaje mi się, że gdyby nasi rodzice mieli podobne podejście jak dziewczyna z listu, to połowy z nas nie byłoby na świecie. Bo wiem, że moim rodzicom, czy rodzicom moich znajomych nie było łatwo, a jednak rekompensowali braki miłością. I to jest najważniejsze...
I tyle. :)