Pewnie większość z Was kojarzy głos Jeannette Kalyty, z dość często
emitowanej reklamy radiowej żelu do higieny intymnej. Reklamodawca
zdecydowanie przesadził z częstotliwością, przez co cała Polska już po
krótkim czasie miała dość, a słysząc "Nazywam się Żanet Kalyta, jestem
położną..." przełączała radioodbiornik na inną falę. Mało kto
zainteresował się tym, czy Jeannette rzeczywiście jest położną i jakie
są jej osiągnięcia.
Położna w swojej autobiograficznej opowieści zaczyna od momentu, kiedy
sama rodziła, a przypadło to w trudnych dla matek latach 80-tych.
Kobiety traktowano wtedy przedmiotowo i obcesowo, nie pozwalano na
pierwszy kontakt z dzieckiem, brakowało intymności w całym akcie
przyjścia na świat nowego życia. Wtedy też autorka powzięła
postanowienie. Obiecała sobie, że nigdy nie będzie bezduszną położną,
trybikiem w wielkiej fabryce rodzenia. Już na stażu, gdy odbierała swój
pierwszy poród, zaraz po pojawieniu się dziecka położyła je matce na
brzuchu, umożliwiając tym samym kontakt rodzącej z potomkiem. Spotkało
się to z wielką dezaprobatą ordynatora, który ostentacyjnie opuścił
salę, jednak było też początkiem zmian jakie miały zajść w polskim
położnictwie.
Poród napawa przerażeniem każdą przyszłą matkę. Zwłaszcza, kiedy
wcześniej wysłuchują opowieści swoich mam o tym, jak to się kiedyś
rodziło, jak to wszystko wygląda itd. Wiele się zmieniło przez lata na
lepsze, jednak nadal strach przed pozostaje. Jeannette w swojej książce
trochę odczarowuje akt wydania na świat dziecka. Nie minimalizuje bólu
jaki matkę spotka, jednak oswaja z jego istnieniem, daje wskazówki jak
godnie i świadomie przejść, te bądź co bądź, trudne momenty. Położna
podaje wiele przykładów porodów, które odbierała, poświęca dużo uwagi
zarówno pacjentkom, jak i ich partnerom. Jej oczy skierowane są przede
wszystkim na człowieka, więc pewnie dlatego stała się tak popularna...
Kalyta udowodniła, że mając własną wizję i dążąc uparcie do jej
realizacji, można skruszyć nawet najtwardsze mury. Jest prekursorką
zmian w położnictwie, a ta publikacja świetnie owe zmiany przybliża.
Widzimy jak na przestrzeni lat zmieniały się szpitale i zmienili się
przede wszystkim ludzie. I chociaż dalej można trafić na relikty starego
systemu, to różnica w stosunku do tego co było jest przeogromna. A
część tych zmian to zasługa właśnie autorki. Zmusza młode matki, które coraz częściej zamawiają cesarskie cięcia (praktyka, o której usłyszałam od
znajomej pracującej w szpitalu), do zastanowienia nad tym, jak ważny dla
dziecka i kobiety jest poród i odwodzi od pochopnego podejmowania
decyzji o tym jak ma przebiegać.
"Położna. 3550 cudów narodzin" to lektura, która wciąga od pierwszej
strony, bawi, wzrusza, daje do myślenia. Nie jest to poradnik, jednak
polecam wszystkim, którzy niebawem będą witać na świecie dziecko, jak i
tym, którzy dopiero to planują.
Czytałam i posiadam z autografem (tegoroczny łów z Targów Książki) :) świetna książka!
OdpowiedzUsuńMam i czeka na przeczytanie :)
OdpowiedzUsuńJak tylko Pola przestanie być takim stalkerem zabieram się za nadrobienie książkowych zaległości i tę książkę również mam w planach pochłonąć. W ciąży miałam tyle czasu na czytanie, a teraz....aaaaah! Pozdrawiam i jeszcze raz gratuluję Maleństwa :)
OdpowiedzUsuńJa już tyle razy czytałam pozytywnych opinii na temat tej książki, że sama chętnie ją kupię :)
OdpowiedzUsuń