wtorek, 8 września 2015

Nosidło Tula

Wybór nosidła wcale prostą sprawą nie jest, zwłaszcza, kiedy zamierzamy nosić w nim dziecko częściej, niż tylko sporadycznie, a nawet nosząc od czasu do czasu, trzeba zwrócić uwagę na to, do czego dziecko wkładamy. Ważne jest ułożenie dziecka w takowym i wcale nie trzeba mieć specjalistycznej wiedzy, żeby pewne rzeczy zobaczyć i ogarnąć samemu. Ważne jest też, żeby nam rodzicom było wygodnie, w końcu na nas spoczywa cały, niemały ciężar. Nóż mi się w kieszeni otwiera, kiedy widzę malutkie dzieciaczki, wiszące przodem do świata, a cały ciężar spoczywa na ich narządach płciowy... Gołym okiem widać, że coś jest nie tak. Nie jestem specjalistą, ortopedą, ale zdrowy rozsądek podpowiada mi,że to nie może być dla dziecka dobre. 

Piękną akcję propagującą zdrowe noszenie dzieci zrobiła Matka Córek! Hasztag #nicminiewisi obiegł internet, jednak w dalszym ciągu jest gros kobiet, które uznają tylko swoje zdanie i nawet po zwróceniu uwagi na problem, obstają przy swoim twierdząc, że przecież chcą dla dziecka jak najlepiej... ale wisiadła nie zmienią... Nie rozumiem :)

Wracając do naszego nosidła... Na Tulę zdecydowałam się dlatego, że jest dobra i zdrowa dla dziecka (trochę się oczytałam i mam nadzieję, że faktycznie tak jest;)), a przy okazji ma bardzo niebanalny design. W końcu noszę ją na sobie to też chciałabym coś z tego mieć ;)
Cena 465 zł, sporo, naprawdę sporo. Ciułałam na nią dość długą chwilę, ale nie żałuję ani złotówki jaką wydałam. Zamawiałam na stronie gomama.pl ze względu na duży wybór wzorów i darmową wysyłkę. Dodam, że ekspresową, a i gratis cukierki i notes dostałyśmy, no i odręcznie napisany list ;)


Tula zrewolucjonizowała moje życie. Przyznaję, że jestem raczej z tych leniwych, którzy na myśl o całej wyprawie, pt. wózek, torba, pies, dziecko, po prostu rezygnują. Teraz nie mam wymówki, pakuję Różę do nosidła i śmigam... I tak oto:
Oddałam książki do biblioteki (wypożyczyłam jeszcze będąc w ciąży).
Nie dzwonię do taty, żeby kupił i przyniósł mi śmietanę do obiadu, kupuję sama.
Nie dzwonię do męża, żeby jadąc z pracy załatwił milion spraw dla mnie, załatwiam sama.
Wychodzę z psem... Sama :P

I tak mogłabym pewnie jeszcze trochę powymieniać.
Róża nosidło uwielbia, jeszcze się nie zdarzyło, żeby w nim zapłakała, czy była marudna. siedzi i ogląda świat. Jak była mniejsza dość często nosiliśmy ją w chuście, teraz jej motanie jakoś mnie przeraża i ze względu na szybkość i wygodę przeszliśmy na nosidło. W czasie ciąży nabawiłam się problemów z kręgosłupem i często po prostu czuję bój nosząc dziecko na rękach. W nosidle jest dużo wygodniej, moje plecy nie doskwierają. Jedyna wada, jaką odnalazłam, to to, że kiedy dziecko noszę z przodu, z tyłu ocierają mnie paski (być może mam coś źle naciągnięte i podregulowane?). No i nie jestem w stanie sama załadować dziecka na plecy, przynajmniej nie mam jeszcze pojęcia jak to zrobić :)

Polecam Wam zajrzeć do Matki Córek, zwłaszcza jeśli stoicie przed wyborem nosidła. To matka taka jak każda z nas, która dla dziecka chce jak najlepiej i jak najlepiej wykorzystuje swoje doświadczenie i wiedzę. Poniżej zamieszczam kilka linków do jej wpisów, które były mi w jakimś stopniu pomocne :)







 

środa, 12 sierpnia 2015

To jak to jest z tym terrorem?!

Chodzi za mną ta notatka od dłuższego czasu... A w zasadzie od czasu, kiedy przestałam karmić piersią. I już w tym momencie, kiedy to piszę, mój umysł obsesyjnie wyobraża sobie, że wszystkie mamy to czytające zadają sobie pytanie... A dlaczego nie karmi piersią?! Toż to najlepsze! 
Tak, czuję się sterroryzowana!
Wszystkie kampanie, które mają na celu propagowanie karmienie piersią wśród matek są świetne, wszystkie mamy, które pokazują jakie piękne jest karmienie i ile pożytku dla dziecka z tego płynie są super... Tylko dlaczego mam ciągle wrażenie, że spory odsetek mam, które niestety z różnych przyczyn swoich pociech własnym mlekiem nie karmi, może czuć się tym wszystkim zaszczuta?
Nie karmimy się z Różą już ponad dwa miesiące. Nie była to moja decyzja, natura sama zadecydowała i pokarm praktycznie zanikł. Nie będę się wgłębiać, zaczęła się era mleka modyfikowanego... Róża niespecjalnie chyba odczuła różnicę, za to ja ryczałam po kątach z rozpaczy, że robię dziecku krzywdę. Jaką krzywdę?! 
No właśnie... racjonalna część mnie mówi mi, że to nic złego... A emocjonalna szaleje.

I teraz pytanie... Czy to ze mną jest coś nie tak, czy też dość agresywne kampanie odsuwające na margines mamy podające mm mogły spowodować w mojej głowie taką sieczkę?

Przy okazji natrafiłam na dyrektywę unijną dotyczącą marketingu produktów zastępujących mleko kobiece, bo cena mleka może wykończyć, zwłaszcza tego DHA.

Artykuł 8, punkt 3.

Producenci i dystrybutorzy mleka początkowego nie powinni dostarczać do powszechnego stosowania lub bezpośrednio do kobiet ciężarnych, matek niemowląt lub członków ich rodzin, bezpłatnych lub o obniżonej cenie w / w produktów, próbek produktów lub innych przedmiotów w formie upominków, także pośrednio przez system opieki zdrowotnej lub pracowników służby zdrowia.


Rozumiem, że  rozdawanie próbek nie jest najlepszym pomysłem, ale dlaczego na mleko początkowe nie można zrobić promocji? Czy naprawdę mamy karmiące z radości, że w Realu 15% rabatu na mleko, odstawiłyby pociechy od cycka i pobiegły na zakupy?! Nie.  Mleko początkowe kupują mamy, które już podjęły decyzję, a często po prostu zostały do niej zmuszone.

I teraz powinny odezwać się głosy mówiące, że nie ma złego pokarmu, że każda kobieta jest w stanie karmić piersią itd. Może i tak jest, ale poradni laktacyjnych u nas jak na lekarstwo, w niektórych szpitalach po porodzie otrzymamy pomoc, w  innych co najwyżej złe spojrzenie i tekst typu "no niechże Pani przystawi to dziecko, bo płacze i płacze". Początki nie są łatwe, później niby z górki, ale łatwo popełnić błędy, a żeby ich uniknąć brak fachowej wiedzy wokoło. 
Leżałam z dziewczyną, która po cesarce nie miała ani kropli pokarmu. Nocami siedziała z laktatorem, w ciągu dnia przystawiała dziecko co chwila do piersi, wypijała baniaki wody, parzyła herbatki laktacyjne i stosowała różne inne czary... I nic... I niech mi ktoś powie, dlaczego ta dziewczyna ma być gorsza od tych, którym się udało i karmią. Zrobiła wszystko co w jej mocy. W nagrodę za starania, może wydać 400 zł miesięcznie (jak nie więcej, jeśli jej dziecko okaże się alergikiem) na mleko.

Trudny to temat, nawet notatkę ciężko mi skończyć jakoś konkretnie. Powstała chyba trochę terapeutycznie, żebym w końcu przestała się obwiniać. Może w końcu przestanie mnie boleć widok innych mam karmiących swoje pociechy? :)

 A jak jest lub było z Waszym karmieniem? Trochę chyba bez ładu i składu znowu do Was piszę, ale jak zwykle Róża gryzie kable, więc o skupieniu się tylko na tym mogę pomarzyć :)


sobota, 4 lipca 2015

Hand Made

Czyli czego bym nie miała, gdyby nie instagram i inne portale społecznościowe.
W internecie aż roi się od piekielnie zdolnych osób! A od kiedy sama zaczęłam coś tworzyć, większą uwagę zaczęłam zwracać na pracę innych... Bo czy nie lepiej jest kupić coś niepowtarzalnego, czego nie znajdziemy na co drugiej wystawie sklepowej z artykułami dla dzieci?
Póki co, to co kupuję cieszy moje oko... Nawet się nie oszukuję :D Róża co najwyżej pogryzie albo uleje na te rzeczy ;) Ale jeszcze chwilka... i mam nadzieję, że doceni jak mama ich piękno i niepowtarzalność :)
A poniżej kilka z wielu rzeczy, które matka nakupiła ;)

Łapacz oczywiście mojej roboty ;)



czwartek, 2 lipca 2015

Instamama...

Pomysł na ten wpis wpadł mi do głowy, po publikacji na portalu eDziecko tekstu o instamamach właśnie. W materiale pojawił się mój profil na instagramie, co może i cieszy, ale kiedy się spojrzy na komentarze, daje do myślenia :)

Profil na instagramie założyłam z myślą o moim drugim blogu, który prowadzę już od kilku lat, a który ostatnio zdecydowanie za bardzo zaniedbałam - http://magiaksiazki.blogspot.com/ 
W zamyśle miało być to konto, na którym będą pojawiać się książki i wszystko co z nimi związane... Ale jak to w życiu bywa, kilka rzeczy się po drodze zmieniło, więc i konto na instagramie doświadczyło zmiany. Ciąża, dziecko, łapacze... 

Okazało się, że to miejsce gromadzi naprawdę wiele sympatycznych instamam! Matki wspierają inne mamy, doradzają sobie wzajemnie. Na instagramie można znaleźć naprawdę wiele ciekawych inicjatyw, czy twórczych osób. Gdyby nie to konto, pewnie nigdy bym do nich nie trafiła! I owszem, to wciąga, nawet bardzo. Można by to uznać za zarzut. Ale uczyniło moje życie ciut ładniejszym. Zwracam teraz większa uwagę na całą otoczkę, staram się, żeby było wokół mnie po prostu ładnie. I to nie tylko do zdjęcia, ale cały czas. Instagram być może pokazuje wszystko w bardziej kolorowym świetle, w końcu nie przyznam się, ile razy za obiektywem aparatu płaczę ze zmęczenia czy złości. Ale blog i to miejsce motywują do pracy nad sobą, nad zdjęciami, łapaczami, a spory odzew z Waszej strony daje kopa do działania. 
Nie wiem co za kilka lat powie moja córka na swoje zdjęcia w internecie. Jeśli zażąda ich usunięcia, zrobię to, a póki co, staram się je robić jak najlepiej, żeby podzielić się z Wami tym pięknym czasem jakim jest macierzyństwo.

A instamamy to po prostu fajne babki :) I chwała Wam za to, że jesteście :)

https://instagram.com/magiaksiazki


A już niebawem, pokażę Wam moje ulubione instamamy :)

czwartek, 25 czerwca 2015

"Różnimisie", "Robimisie" Agata Królak



Trochę miałam wcześniej opory przed pisaniem o literaturze dziecięcej, ale moje dziecko rośnie, łatwiej je teraz zainteresować książeczkami. A w końcu któż lepiej niż Róża zweryfikuje czy coś jest godne uwagi, czy nie!
Na pierwszy ogień dwie pozycje, które w zachwyt wprawiły mamę! Jakoś wydania, ilustracje i prosty przekaz sprawiły, że zapałałam chęcią posiadania tychże książeczek. Jaka byłam szczęśliwa, kiedy moja córeczka wykazała nimi zainteresowanie! Powiedziałabym, że wręcz oszalała z radości. 

"Różnimisie" w prosty sposób pokazują i przede wszystkim uczą dzieci różnic. Misie pomagają ogarnąć przeciwieństwa. Mamy więc smutnego i wesołego misia, brudnego i czystego, czy np. silnego i słabego. Ilustracje stylizowane na dziecięce rysunki z pewnością przemówią do dzieciaków, wyglądają w końcu jakby wyszły spod ich ręki. 

"Robimisie" z kolei, to książeczka, dzięki której dowiemy się, czym misie się zajmują. Za pomocą atrybutów, charakterystycznych dla danego zawodu, zamieszczonych na każdym rysunku, dziecko poznaje trochę świat dorosłych. Wydaje mi się, że książeczka to świetna podkładka, kiedy przyjdzie czas wyjaśniania latorośli, gdzie mama i tata znikają na kilka godzin.

Książeczki przeznaczone dla grupy wiekowej +3, ale jak możecie zobaczyć na obrazkach poniżej, moje +5m świetnie się przy nich bawi.
A jako, że strony z twardej tektury zrobione, to i pogryźć sobie można ;)

My polecamy i czekamy na więcej!











Wydawnictwo: Dwie Siostry

wtorek, 23 czerwca 2015

Pierwszy ząb! Czyli w kalejdoskopowym skrócie o tym, co u nas słychać.


Długo milczałam, zawalona pracą nad łapaczami. Nie dajecie mi chwili oddechu! Nie przypuszczałam, że mogą się one aż tak podobać i każdy taki sygnał od Was bardzo mnie cieszy :)

A co u nas? Ha! Dzieję się, dzieje! Nadeszła chwila, żeby łóżeczko opuścić piętro niżej... Róża chociaż nie siedzi jeszcze, potrafiła się wspiąć po szczebelkach i przechylić na druga stronę... Tak więc mały uciekinier został spacyfikowany!

Pojawił nam się też pierwszy ząbek. Skończyły się przespane noce... Ale chyba nie możemy narzekać, bo mamy wesołe i skore do zabawy i poznawania świata dziecko.

A co u mnie? W końcu przełamałam opór przed wychodzeniem z domu! Mniej więcej do trzeciego miesiąca miałam z tym problem, stresowała mnie myśl, że dziecko zacznie płakać, że będę musiała karmić itd. Strach zupełnie dla mnie teraz niezrozumiały, towarzyszył mi naprawdę długo. Na szczęście ten etap mamy już za sobą...

Problem, który nas niestety nie opuszcza to ulewanie. Lekarze mówią, że to normalne i się unormuje... Szkoda tylko, że jeszcze chwila i kanapę będę miała do wymiany, bo przestanie się opłacać jej pranie :)

Często słyszę pytania o relację Róży i Znajki... No cóż... Śmiało mogę powiedzieć, że Znajka jest ulubiona zabawką Róży :D Pies na widok dziecka bierze "łapy za pas" i zwiewa gdzie pieprz rośnie, z kolei Róża na widok psa potrafi się przemieścić z jednego końca pokoju na drugi w takim tempie, że się zastanawiam czy to normalne w jej wieku... Niestety Znajka cierpi na kontaktach z dzieckiem, bo jak Róża złapie, to po prostu musi zaboleć :)

I tak w kilku zdaniach przypominam, że w blogosferze istnieję, chociaż ciągle szukam swojego pomysłu na to miejsce :)

A już niebawem postaram się zamieścić post, w którym pokażę masę zdjęć łapaczy, które dla Was robiłam :)

piątek, 8 maja 2015

Wyniki konkursu z twojemeble.pl!



Bardzo chciałam, aby każde ze zwycięskich zdjęć otrzymało preferowaną nagrodę... Niestety nie było to możliwe, ale mam nadzieję, że mimo wszystko obdarowani będą zadowoleni!

Łapacz snów wędruje do Kasi Barbachowskiej za świetną dostawkę do łóżka.



Porcelanowy kubek termiczny Sagaform trafia do Karoliny Ubych. Zazdroszczę takiego fotela do karmienia!

 Torebka żółta z trzema robotami Snack Rico Iris do Marty Rajchel


I na koniec Zegar ścienny, który trafia do Izabeli Jarosiewicz



Czekam na dane do wysyłki!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...