czwartek, 27 listopada 2014

Domowa sesja ciążowa...

Wystarczy, żeby zgrało się kilka czynników i sami możemy stworzyć naprawdę piękne zdjęcia, które będą pamiątką na całe życie.. Najważniejszy jest pomysł! U nas to nie zagrało. Ja swoje, mąż swoje i wojna. On robi zdjęcia, kiedy ja nie pozuję, ja pozuję on nie umie złapać ostrości... W zasadzie można wypełniać papiery rozwodowe... Jeśli jednak zaplanować to wcześniej i konsekwentnie realizować, może obejdzie się bez płaczu i rzucania mandarynkami.... Warto więc sobie zrobić plan, przygotować wcześniej gadżety i nastroić się baardzo pozytywnie :)

Ale do rzeczy. Jak już wymyśliłam co i jak, okazało się, że potrzebna jest jeszcze jedna ważna rzecz! Oko fotografa! Mój mąż jakby oślepł na obydwa :/ Najlepsze zdjęcia w moim odczuciu zrobił nam... samowyzwalacz Mimo dobrych chęci, fotograf z tej mojej drugiej połowy żaden.. A jak! Napstrykaliśmy ponad 100 zdjęć, do publikacji nadaje się jakieś 4 (?!) i to po sporej ingerencji photoshopa.

Ale, mimo tego mojego narzekania, cieszę się z tej prawie dwugodzinnej zabawy w sesję. Pamiątka też jakaś jest :) A efekt poniżej...










wtorek, 25 listopada 2014

DIY - kalendarz adwentowy



Wprawiam się! Mam nadzieję, że własnoręcznie robiony kalendarz adwentowy stanie się coroczną tradycją przygotowywaną w przyszłości wspólnie z dzieckiem. 

Jako że termin mamy na święta, to kalendarz ma dla nas podwójne znaczenie. Odliczanie czasu do świąt i porodu :) Największą frajdę będzie miał mąż, gdyż to on posili się smakołykami z saszetek. Ale, ale! Łatwo nie będzie, bo zainspirowana przez Anielno w niektórych paczuszkach zamieściłam zadania! Może w końcu doczekam się śniadania do łóżka?! ;)

Postanowiłam, że kalendarz powstanie z tego co mam w domu. Jedyne co musiałam zdobyć, to odpowiednia rama, tutaj po raz kolejny pomocny okazał się tata.

Niezbędne do wykonania kalendarza okazały się:

  • rama
  • sznurek
  • szary papier do pakowania
  • ozdobne taśmy
  • folia tablicowa
  • kreda
  • kolorowy papier
  • nożyczki
  • klamerki  (24 sztuki)
  • słodycze
  • w przyszłości do ramy zamierzam przyczepić trochę żywej choinki, żeby całości dodać kolorytu

Saszetki wykonałam  z szarego papieru, którego boki skleiłam ozdobną taśmą. Na środek każdej saszetki przykleiłam kwadracik z kolorowego papieru, na którym dodatkowo zamieściłam mniejszy z foli tablicowej. Dzięki temu każdą saszetkę za pomocą kredy mogłam opatrzyć cyferką. Oczywiście nie zapomnijcie do środka włożyć jakiegoś smakołyku! U mnie najlepiej sprawdziły się czekoladki :)

Do ramy przywiązałam cztery sznurki i na nich za pomocą klamerek, jak pranie rozwiesiłam saszetki.

Jeżeli nie macie ramy, możecie paczuszki powiesić za pomocą sznurków, np na gałęzi.

Trochę czasochłonna zabawa, ale ile satysfakcji, kiedy własnoręcznie wykonany kalendarz zawiśnie ;)



poniedziałek, 24 listopada 2014

O przeprowadzce w ciąży słów kilka...

Na szkole rodzenia, okazało się, że większość kursantów robi remont, bądź się przeprowadza... Wicie gniazda, a jak! Wydawał mi się, że w siódmym miesiącu podołam bez problemu zmianie miejsca zamieszkania. Wynajęliśmy niewielkie póki co mieszkanko, bo zaledwie 35 m. Wydawało się, że wystarczy pomalować... Taa... Odświeżanie zajęło półtora miesiąca. Brak czasu, stres, zmęczenie... wszystko z pewnością odbijało się na Róży! Drugi raz nie zdecydowałabym się na przeprowadzkę na ostatnią chwilę! Teraz jestem zadowolona z efektów naszej pracy. Kuchnia, która wyglądała tragicznie (meble były odrapane i koloru ciemnoniebieskiego), nadaje się do czegokolwiek, z pozoru niewielki pokój okazał się całkiem przestronnym miejscem. Teraz w końcu możemy na spokojnie udomawiać przestrzeń i oczekiwać na pojawienie się Róży...

Poniżej kilka zdjęć. Brak na nich pokoiku Róży, ale o tym już niebawem...

 Zanim zaczęliśmy działać wszystko wyglądało tak:



 Niestety nie zrobiłam porządnych zdjęć kiedy dostaliśmy klucze... Nie pomyślałam, teraz żałuję, bo zmiana jest naprawdę spora. Szczególnie w kuchni! Meble okleiłam własnoręcznie niewielkim kosztem, wymieniliśmy blat, zrobiliśmy półkę na książki kucharskie, Farba tablicowa nad blatem, relingi pod szafkami... Różnica spora! Koszt metamorfozy niewielki, za to ogrom pracy ciężarnej nie do przeliczenia na pieniądze. :)

















poniedziałek, 17 listopada 2014

Czytamy brzuszkowi! ;)



Ja i mój mąż uwielbiamy czytać, dlatego chcielibyśmy zarazić nasze dziecko pasją do książek. Nic na siłę, ale postaramy się, jak najwięcej Róży czytać. A zaczęliśmy już teraz! Niektórym wydaje się to dziwne i głupie. Leżeć w łóżku i czytać bajki brzuchowi, ale jak się okazuje, dziecko wyczuwa emocje, słyszy rytm lektury. Ostatnio nasza biblioteczka zapełnia się różnymi pozycjami dla dzieci i staramy się codziennie wieczorem czytać. Na wysokości zadania stanął tata, który świetnie interpretuje bajki, dzięki czemu odpręża się i mama i dziecko!

Jakie lektury polecamy do czytania brzuszkowi? U nas świetnie sprawdzają się wszelki wierszyki i rymowanki. Prym wiedzie więc Tuwim i Brzechwa. Na dźwięk Lokomotywy w interpretacji taty, Róża zaczyna w brzuchu intensywnie się ruszać, kiedy czytamy coś o spokojniejszym rytmie, melodyjnego, ruchy stają się zdecydowanie mniej intensywnie. Kiedy tak czytamy i czuję te różne reakcje, wierzę w to, że rzeczywiście ma sens codzienny wieczorny seans!

A co mówią specjaliści?
Dziecko zapamiętuje charakterystyczne cechy języka i jego rytm, dlatego też po urodzeniu jest w stanie odróżnić język ojczysty od obcego. Czytając, bądź opowiadając jakieś historie odprężą się przede wszystkim mama, a przecież dziecko wyczuwa emocje matki!

Czytajcie więc swoim brzuszkowym dzieciaczkom i nie przejmujcie się jeżeli ktoś uzna to za dziwne. Przyzwyczajajmy potomka do czytania a na pewno zaplusuje to w przyszłości!

wtorek, 11 listopada 2014

DIY - Łapacz snów


Zakochałam się w łapaczach snów dostępnych na stronie Moi Mili. Już miałam zamawiać, ale po raz kolejny do akcji wkroczył mój mąż, stwierdzając, że przecież bez problemu mogę zrobić taki sama. Oczywiście miał rację... Sprawa nie okazała się zbyt skomplikowana. Jedynym problemem było koło, które miało stanowić bazę. Najprościej byłoby skorzystać z drewnianego tamborka dostępnego w pasmanterii za ok 10 zł i tę opcję polecam. Ja wykorzystałam bardzo gruby drut (pręt), który ojciec wygiął mi na kształt koła w pracy i zespawał, następnie owinęłam go lnianym sznurkiem. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że nie każdy do takowego będzie miał dostęp.



Materiały:
  • wstążki w wybranych kolorach i wzorach
  • lniany sznurek
  • baza (koło)
  • serwetka (polecam taką o średnicy ok 25 cm, tyle też mają tamborki w pasmanterii)
  • kolorowe guziki
  • pompon tiulowy 
  • nożyczki
  • krochmal

Jak pisałam wyżej, koło owinęłam lnianym sznurkiem. Następnie kupioną w Koniakowie serwetkę przywiązałam w kilku miejscach do bazy. Ponieważ rozmiar idealnie zgrał mi się z kołem, nie krochmaliłam jej. Polecam jednak wcześniej usztywnić serwetkę. Można też wokół bazy, zamiast serwetki, fantazyjnie poprzeplatać sznurek wg. własnego uznania.
Kiedy mamy już serwetkę przymocowaną do bazy albo tamborka, możemy przystąpić do ozdabiania wstążkami. Używałam kawałków długości 0,5 m (po przywiązaniu zostaje nam długość 25 cm). Do mojego łapacza najlepiej przypasowały mi bawełniane wstążki. Uroku całości dodały na pewno guziki (kolorowe plastikowe, bądź materiałowe). Ja dodatkowo dodałam tiulowy pomponik (Instrukcja wykonania -> klik)

 

Ot i tyle! Efekt mnie zachwyca :)

niedziela, 2 listopada 2014

William Sears, Martha Sears, Linda Holt, BJ Snell "Księga ciąży"




Tym razem napiszę kilka słów o książce, która towarzyszy mi już od jakiegoś czasu i po którą sięgam niemal codziennie, zwłaszcza kiedy pojawiają się w mojej głowie jakieś wątpliwości, bądź też brakuje mi wiedzy na temat stanu w jakim się znajduję. A wierzcie mi... Co chwilę zastanawiam się czy poszczególne objawy są normalne, czy też coś jest nie tak. Odpowiedzi znajduję w "Księdze ciąży" powstałej pod redakcją małżeństwa Sears. Książkę otrzymałam od wydawnictwa Mamania i piszę o tym "głośno", ponieważ chcę zaznaczyć, że dalsze pochlebstwa wobec tej publikacji nie są wymuszone "współpracą", a rzeczywistym zachwytem nad nią.

Aktualnie jestem w ósmym miesiącu ciąży, a książka dotarła do mnie pod koniec szóstego. Korzystałam wcześniej z zupełnie innej pozycji traktującej o ciąży, jednak nie otrzymywałam odpowiedzi na wszystkie swoje pytania, sporo wiedzy więc wygrzebywałam z czeluści internetu. Niekoniecznie było to dobre, bo wiele informacji w sieci jest niesprawdzona, nieprzefiltrowana i może przyszłą mamę wprowadzić w błąd. Dlatego zależało mi na znalezieniu sprawdzonej książki na temat ciąży, która posłuży mi mam nadzieję nie tylko tym razem. Planowałam zakup wychwalanej przez wiele osób "W oczekiwaniu na dziecko", jednak ostatecznie trafiła do mnie z wydawnictwa "Księga ciąży". I już przy pierwszym "przejrzeniu" znalazłam odpowiedz na pytanie, dlaczego tak bardzo drętwieją mi ręce, czego nigdzie indziej niestety nie wychwyciłam. Na dzień dobry więc duży plus!

"Księga ciąży" zaczyna się od "Planu zdrowej ciąży". Zyskujemy dużo informacji na temat tego co jeść, a czego lepiej unikać, jak powinna się kształtować nasza waga, jak ćwiczyć dla dwojga, minimalizować stres, spokojnie spać i przede wszystkim dbać o siebie! Autorzy poruszają wiele kwestii, które mnie nurtowały, wskazują sposoby rozwiązania problemów w zgodzie z dobrym samopoczuciem mamy i dziecka.

Następna część publikacji, to już to, czego każda przyszła mama szuka w pierwszej kolejności - "Ciąża miesiąc po miesiącu". Każdy miesiąc to inne dolegliwości, sposoby radzenia sobie z nimi, zmiany, sugestie co do planów jakie należy podjąć. Naprawdę sporo informacji, które myślę, że w dużym stopniu zaspokoją potzrebę wiedzy przyszłego rodzica. Poruszono też ważną kwestię o której pozycje dotyczące ciąży często milczą, bądź też piszą niewiele.... Połóg! Nieunikniona "kontynuacja" ciąży, o której przyszłym mamom raczej się nie mówi, a jak mówi, to bardzo ogólnie.

Mam to szczęście, że moja ciąża przebiega prawidłowo i nie zetknęłam się jeszcze z żadnym problemem. Jednak jak wiadomo, nie zawsze tak kolorowo bywa. Trzecia część książki jest więc poświęcona ciąży bardziej wymagającej i to właśnie ten rozdział zasługuje na największy plus! Nie trzeba wygrzebywać z tekstu szczątków informacji na temat poszczególnych powikłań. Wszystko podane jest jak na tacy, w osobnych podrozdziałach. Wystarczy zajrzeć do spisu treści, aby od razu trafić we właściwe miejsce w książce. I naprawdę starannie opisano stany, o których istnieniu nawet nie miałam pojęcia i których na szczęście uniknęłam.

Minusem tej publikacji jest według mnie brak rozdziału kierowanego do przyszłego taty, który przecież jest zazwyczaj uczestnikiem tych wszystkich przemian i wypadałoby poświęcić mu chociaż chwilę uwagi, rozwiać jego wątpliwości, dać wskazówki.

I ostatnia rzecz o jakiej wspomnę... Książka pozbawiona jest kolorowych, przelukrowanych wręcz zdjęć, pokazujących tylko uśmiechnięte przyszłe mamy i przesłodkie bobasy, które tak irytowały mnie w książce z której korzystałam wcześniej. Ciąża to wbrew pozorom trudny okres, w którym kobieta boryka się z wieloma zmianami. Czas wielkiego oczekiwania ale też ogromu trudności. I mnie osobiście to "kolorowe" podejście do tego czasu irytuje.

"Księga ciąży" to rzetelne źródło informacji, które zaspokoi potrzeby przyszłej mamy. Znajdziemy odpowiedzi na nurtujące nas pytania, uzyskamy też wiedzę jak usprawnić i ułatwić sobie te dziewięć miesięcy oczekiwania. 

Polecam przyszłym rodzicom!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...